Śląsk odpadł z rozgrywek o Puchar Polski


Niestety, piłkarski Śląsk Wrocław zakończył swój udział w rozgrywkach Pucharu Polski na 1/32 finału. Trójkolorowi musieli uznać wyższość Widzewa Łódź, który do kolejnej fazy wprowadził Marcin Robak, strzelając swoje bramki w 85. i 94. minucie.
Dobry początek
Pierwsza połowa, choć nie najlepsza w wykonaniu obu ekip, nie zapowiadała niespodzianek. Śląsk Wrocław według oczekiwań przejął kontrolę nad spotkaniem, spychając Widzew do obrony. Konsekwentne ataki wkrótce przyniosły dogodne okazje do zdobycia pierwszego gola. Dwa razy niebezpieczeństwo pod bramką gospodarzy stworzył Damian Gąska.
W 21. minucie piłka po jego strzale z rzutu wolnego, o centymetry minęła prawe okienko bramki strzeżonej przez Wojtka Pawłowskiego. 10 minut później Kamil Dankowski znakomicie dośrodkował na głowę 22-letniego pomocnika Śląska, jednak jego uderzenie z bliskiej odległości obronił dobrze dysponowany tego dnia Pawłowski.
Chwilę wcześniej groźną kontrę przeprowadził Widzew. Marcin Robak wykonał długie podanie w kierunku Daniela Mąki, a ten bez zastanowienia oddał strzał, który przeleciał tuż nad poprzeczką.
Emocji nie brakowało również w końcówce pierwszej połowy. W 40. minucie spotkania arbiter podyktował rzut karny dla gospodarzy. Sędzia Wojciech Myć dopatrzył się zagrania ręką w polu karnym jednego z wrocławian. Na szczęście dla drużyny Wojskowych po konsultacji z VAR okazało się, że piłka odbiła się od głów trzech zawodników Śląska, a decyzja o podyktowaniu jedenastki została cofnięta.
Po przerwie
W drugiej połowie Widzew zaczął częściej pojawiać się na połowie gości. Mimo to, Trójkolorowi nadal stwarzali większe zagrożenie. W 57. minucie do rzutu wolnego z dalszej odległości podszedł Mateusz Hołownia. Piłka po jego dośrodkowaniu trafiła na głowę Erika Exposito, jednak strzał Hiszpana nie sprawił kłopotów bramkarzowi Czerwonych.
Kolejna okazja dla przyjezdnych pojawiła się w 78. minucie spotkania. Długie podanie za plecy obrońców od Kamila Dankowskiego otrzymał Robert Pich i wykorzystując swoją szybkość, stanął oko w oko z Pawłowskim. Słowak, który wszedł na boisko cztery minuty wcześniej, oddał płaski strzał w długi róg bramki, jednak znowu górą był golkiper gospodarzy.
Pierwsza bramka
Zegar odliczał 85. minutę i gdy wszystko wskazywało na to, że będziemy świadkami dogrywki, Diego Zivulic w bardzo prosty sposób stracił piłkę 30 metrów od własnej bramki. Przemysław Kita od razu po odbiorze przytomnie uruchomił podaniem Marcina Robaka. Ten ruszył w pole karne wrocławian, gdzie w ostatniej chwili przeszkodził mu Mariusz Pawelec.
Po jego interwencji piłka niefortunnie trafiła wprost pod nogi Konrada Gutowskiego. Młody zawodnik łódzkiego klubu oddał strzał, po którym futbolówka szczęśliwie dla gospodarzy odbiła się od uda Marcina Robaka i zmyliła bezradnego bramkarza gości otwierając wynik spotkania.
– Dziwię się, że nasz spiker początkowo nie widział, bo poczułem dosyć mocne uderzenie w biodro, zmieniłem kierunek lotu piłki. Cieszę się, że strzeliliśmy te bramki. Najważniejsze, że pokonaliśmy bardzo dobrą drużynę, jaką jest Śląsk Wrocław. Dlatego cieszymy się niezmiernie – komentował sytuację w pomeczowym wywiadzie napastnik Widzewa.
Dwukrotny król strzelców Ekstraklasy wypowiedział się również na temat sytuacji między nim a kibicami Śląska.
– Dla mnie to jak każde spotkanie z byłą drużyną, w której występowałem. Grając 2 lata w Śląsku spędziłem tam bardzo dobry okres, dlatego szanuję kibiców z Wrocławia. Dla mnie był to na pewno mecz wyjątkowy – dodał 36-letni zawodnik.
Koniec nadziei
Na domiar złego, w 91. minucie meczu Mariusz Pawelec próbując zatrzymać kontrę Widzewa przekroczył przepisy, za co został ukarany drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką. Goście musieli zatem kończyć mecz w dziesiątkę.
Obok doświadczonego wrocławskiego obrońcy, spotkania do udanych nie może zaliczyć Diego Zivulic. Chorwat oprócz straty przy pierwszej bramce, popełnił błąd w doliczonym czasie drugiej połowy, gdy dopuścił się faulu w polu karnym. Do jedenastki wbrew przesądom podszedł sam poszkodowany Marcin Robak. Były kapitan Śląska Wrocław oddał mocny strzał w środek bramki. Daniel Kajzer zdołał jeszcze dotknąć piłkę, jednak to nie wystarczyło i piłka zatrzepotała w siatce po raz drugi, ustalając wynik meczu na 2:0.
Mimo, że drużyna z Ekstraklasy stworzyła więcej groźnych okazji, to II-ligowy zespół wykazał się stuprocentową skutecznością i 2 celne strzały, zamienił na 2 bramki. Dzięki temu to drużyna z Łodzi melduje się w 1/16 finału Pucharu Polski.
Po meczu o wypowiedź dla telewizji Polsat Sport Extra został poproszony również zawodnik Śląska, Mateusz Hołownia. Młody obrońca nie krył niezadowolenia i dość krytycznie wypowiedział się na temat gry wrocławian.
– Brakowało nam akcji ofensywnych, nie kreowaliśmy sobie z przodu żadnych sytuacji. Słabo to wyglądało, oczekiwaliśmy od siebie dużo więcej. Przyjechaliśmy żeby ten mecz wygrać, a nawet nie udało nam się zdobyć bramki, więc to pokazuje jak dzisiaj wyglądaliśmy w ofensywie. Na pewno to my powinniśmy pokazać i narzucić swój styl gry. Grać bardziej ofensywnie, a Widzewa zepchnąć do obrony – mówił Hołownia.
Śląsk zatem przedwcześnie żegna się z rozgrywkami pucharowymi i od tej pory w stu procentach skupia się na rozgrywkach ligowych. Miejmy nadzieję, że na boiskach Ekstraklasy wszystko wróci do normy i drużyna Vitezslava Lavicki będzie kontynuowała serię meczów bez porażki.
Widzew Łódź – Śląsk Wrocław 2:0
Bramki: Marcin Robak 85, 90+4
Czerwona kartka: Mariusz Pawelec
Skład Widzewa: Pawłowski – Gutowski, Poczobut, Mąka, Turzyniecki, Tanżyna, Kordas, Kita, Zieleniecki, Robak (K)
Skład Śląska: Kajzer – Dankowski, Celeban, Pawelec (K), Hołownia – Żivulić, Łabojko, Cholewiak, Marković, Gąska – Exposito
Autor: Piotr Paluszek

